Piernik z wiatrakiem
Co mają wspólnego? Okazuje się, że dość dużo. Podobnie, jak glina i comber, o czym można się przekonać studiując opracowania dotyczące niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
Kichuś
Jedną z ulubionych bajek dzieciństwa mojej Mamy, o której mi zawsze opowiadała, był Kichuś majstra Lepigliny napisany przez Janinę Porazińską w latach 20. XX w. Akurat tej książeczki nie miałam w mojej biblioteczce czasów dziecinnych: pożyczyłam ją z biblioteki szkolnej w wydaniu z niezwykłymi ilustracjami Marii Orłowskiej, a po kilku latach nabyłam egzemplarz w antykwariacie. Potem drugi, w innym wydaniu.
Jedna z przygód Kichusia – glinianego chłopca, którego ulepił sobie jego przyszywany Tatuś, majster Lepiglina – rozgrywa się na krakowskim Rynku w czasie poprzedzającym Wielki Post.
Babski Comber w Krakowie
To jedna z tych tradycji, która nie zaniknęła samoistnie, lecz w wyniku nakazów prawa. Zawsze (albo przynajmniej od XVII w.) w tłusty czwartek handlarki krakowskie urządzały „babski comber”, wybierając spośród siebie marszałkinię. Przebrane i rozbawione już o świcie wkraczały do miasta, wywołując popłoch wśród mieszkających w mieście mężczyzn. Na czele pochodu niosły wielką słomianą kukłę – comber – która miała wyobrażać mężczyznę, według tradycji okrutnego wójta miasta o tym nazwisku. Idąc do miasta darły ją na kawałki, a dotarłszy na Rynek rozbiegały się i ścigały mężczyzn, którzy musieli wykupić się datkiem. Przystojni płacili mniej, obrywali wszyscy. Kobiety pokrzykiwały: comber, comber! Zabawa trwała często aż do Środy Popielcowej.
Comber w Krakowie był urządzany aż do 1846 roku, gdy władze austriackie zabroniły jego obchodów.
Został wskrzeszony kilka lat temu, w nieco zmienionej kolorowej formie.
O tym, jak wyglądał, można się przekonać np. tutaj:
A na czas Wielkiego Postu, polecam lekturę Kichusia.
0 komentarzy